gospód i szynków na całe mile wokoło, zatrzymując ludzi po drogach aby ich rozpytywać, omal nie zaglądając do rowów; z początku w wielkiem podnieceniu, potem z pewnego rodzaju cierpliwą wytrwałością, tracąc coraz bardziej animusz; a nie umiał nawet dokładnie opisać jak jego syn wygląda. Przypuszczano że marynarz poszukiwany przez Hagberda był jednym z dwóch majtków, którzy porzucili statek naładowany drzewem i których widziano jak się przystawiali do jakiejś dziewczyny; lecz stary rozpytywał o chłopca lat około czternastu — „sprytnego, dziarskiego wyrostka“. A kiedy ludzie tylko uśmiechali się w odpowiedzi, pocierał czoło ze zmieszaniem, poczem odchodził chyłkiem z obrażoną miną. Naturalnie że nie znalazł nikogo — nie trafił nawet na najmniejszy ślad — nie dosięgła go żadna wiarogodna pogłoska; ale jakoś nie umiał się już oderwać od Colebrook.
— Pewnie go ten zawód tak złamał; było to wkrótce po stracie żony, i stary dostał bzika na punkcie powrotu syna — wywodził golibroda z miną świadczącą o wielkiej wnikliwości psychologicznej. Po jakimś czasie staruszek zaprzestał poszukiwań. Syn jego najwidoczniej odjechał; postanowił więc na niego czekać. Wierzył że syn był conajmniej raz w Colebrook, które przekładał widać nad swe rodzinne miejsce. Musiał mieć potemu jakąś przyczynę — zdawał się kapitan rozumować — jakąś bardzo ważną przyczynę, która sprowadzi go z powrotem do Colebrook.
— Ha, ha, ha! Naturalnie że do Colebrook. A gdzieżby? To jedyne miejsce w Zjednoczonem Królestwie, odpowiednie dla dawno przepadłych synów. Więc też stary sprzedał swój dom w Colchester i raz, dwa osiedlił
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.