tycznie, z odcieniem despotyzmu. Łączyło ich nieograniczone zaufanie, które kapitan stwierdzał od czasu do czasu serdecznem mrugnięciem. Doszło do tego, że panna Carvil poniekąd tych mrugnięć wyczekiwała. Z początku niepokoiły ją: biedak miał źle w głowie. Potem nauczyła się z nich śmiać; nie było w tem przecież nic złego. A teraz Bessie zdawała sobie sprawę z podświadomego, przyjemnego, niewiarogodnego wzruszenia, które się ujawniało przez słaby rumieniec. Kapitan mrugał na nią bynajmniej nie ordynarnie; jego szczupła, ogorzała twarz o kształtnym, orlim nosie miała pewien rodzaj dystynkcji — i to tem bardziej że, rozmawiając, spoglądał na nią wzrokiem spokojniejszym i bardziej inteligentnym. Taki piękny mężczyzna o białej brodzie, czerstwy, prosto się trzymający, zaradny. Zapominało się o jego wieku. Twierdził iż jego syn zdumiewająco był do niego podobny już od najwcześniejszego dzieciństwa.
Kapitan oświadczył Bessie, że Harry skończy trzydzieści jeden lat w lipcu. W sam raz wiek do ożenku z zacną, rozsądną dziewczyną, która potrafi ocenić miłe domowe ognisko. Harry był dzielnym chłopcem. Dzielnym mężem zawsze najłatwiej żonie kierować. Taki małoduszny niedołęga, co to wszystko mu się w rękach rozłazi, ten dopiero potrafi kobietę unieszczęśliwić. A przytem niema nic ponad dom — domowe ognisko — spokojny dach nad głową: człowiek nie potrzebuje wyłazić z ciepłego łóżka bez względu na pogodę. „I co ty na to, kochanie?“
Kapitan Hagberd należał ongi do marynarzy uprawiających swój zawód w pobliżu lądu. Był jednem z licznych dzieci zbankrutowanego farmera, który natychmiast po utracie majątku oddał syna do terminu
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.