zachód, zasłaniając Kanał, podobna do zaniedbanego kolejowego nasypu, po którym żaden wagon nie toczył się nigdy za ludzkiej pamięci. Gromadki krzepkich rybaków wyłaniały się na tle nieba, szły jakiś czas wzdłuż wału i zapadały się niespiesznie. Brunatne ich sieci, jak pajęczyny olbrzymich pająków, leżały na lichej trawie zbocza; a ludzie z miasta, stojąc u końca ulicy, rozpoznawali oboje Carvilów po ich pełznącym, wolnym chodzie. Hagberd kręcił się bez celu naokoło swych domków i podnosił głowę od czasu do czasu, aby się przekonać jak tych dwoje radzi sobie na spacerze.
Kapitan umieszczał wciąż ogłoszenia w niedzielnych dziennikach, poszukując Harry’ego Hagberda. Objaśniał Bessie, że „te płachty“ czytane są wszędzie zagranicą, aż po krańce świata. A jednocześnie zdawał się myśleć iż jego syn jest w Anglji — tak blisko Colebrook, że oczywiście zjawi się „jutro“. Bessie, nie przytakując mu wyraźnie, tłumaczyła, że w takim razie wydatki na ogłoszenia są zbyteczne; kapitan Hagberd postąpiłby lepiej, obracając te pół korony tygodniowo na własne potrzeby. Dodawała, że nie ma pojęcia, z czego kapitan żyje. Jej argumenty wprawiały go w zakłopotanie i przygnębiały na jakiś czas. „Wszyscy tak robią“ — podnosił. Cała kolumna poświęcona jest zawsze poszukiwaniu zaginionych krewnych. Przyniesie gazetę i pokaże jej. I on i jego żona zamieszczali ogłoszenia latami, ale żona była kobietą niecierpliwą. Wieści z Colebrook przyszły akurat na drugi dzień po jej pogrzebie; gdyby nie wielka jej niecierpliwość, byłaby tu z nimi i wiedziałaby, że ma przed sobą już tylko dzień czekania.
— Ty, kochanie, nie jesteś wcale niecierpliwa.
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.