Jesienią ulewa bębniła o jego odzienie z żaglowego płótna, tak przesiąknięte wodą, że sztywne prawie jak blacha żelazna i ociekające kroplami deszczu. Kiedy było zbyt brzydko na dworze, chronił się na ganeczek i stojąc tuż przy drzwiach, patrzył na swój szpadel wbity w ziemię w środku ogródka. Grunt był już tylekroć przekopany, że późną jesienią przemieniał się w bagno. Gdy mróz ściął ziemię, kapitan był niepocieszony. Co powie Harry? A ponieważ o tej porze roku staruszek nie mógł korzystać zbyt wiele z towarzystwa Bessie, ryki nawołującego jej starego Carvila, zgłuszone przez zamknięte okna, niezmiernie go drażniły.
— Dlaczego ten dziwak nie weźmie dla ciebie służącej? — spytał niecierpliwie pewnego ciepłego popołudnia, gdy Bessie zarzuciła coś na głowę aby wybiec do ogródka.
— Nie wiem — odrzekła ze znużeniem blada Bessie, patrząc wdal z pod ciężkich powiek siwem, obojętnem spojrzeniem. Oczy miała zawsze podsiniałe, i zdawało się że nie widzi przed sobą żadnej zmiany ani też końca.
— Poczekaj aż wyjdziesz zamąż, moja duszko — rzekł jej jedyny przyjaciel, przysuwając się bliżej do płotu — Harry weźmie dla ciebie służącą.
Jego obłąkańcza otucha zdawała się naigrawać z jej beznadziejności tak gorzko i tak dotkliwie, że w porywie nerwowej irytacji chciało jej się wprost krzyknąć na niego. Lecz odrzekła mu tylko, jakby był normalnym człowiekiem, szydząc z samej siebie:
— Ależ, panie kapitanie, pański syn może wcale na mnie spojrzeć nie zechce.
Odrzucił głowę wtył i zaśmiał się sztucznie gardłowym, gniewnym bełkotem.
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.