tylko że wydałem ostatnie szylingi na przejazd koleją i ostatnie dwa pensy na ogolenie się — przez szacunek dla starego.
— Czy pan jest doprawdy Harrym Hagberdem? — spytała szybko. — Może pan tego dowieść?
— Czy mogę tego dowieść? A któżby inny mógł tego dowieść? — rzekł jowialnie. — Czemże mam dowieść? I poco mam dowodzić? Niema ani jednego zakątka na całej ziemi, z wyjątkiem może Anglji, gdzieby się nie znalazł jaki mężczyzna, a jeszcze prędzej kobieta, któraby nie pamiętała mnie, Harry’ego Hagberda. Jestem do niego podobniejszy od wszystkich ludzi na świecie, i w mig mogę pani tego dowieść, jeśli pani pozwoli mi wejść za ogrodzenie.
— Niech pan wejdzie — odrzekła.
Wszedł do frontowego ogródka Carvilów. Jego wysoki cień szedł zadzierzyście, stawiając wielkie kroki. Bessie odwróciła się plecami do okna i czekała, śledząc postać, której najmaterjalniejszą częścią zdawał się być odgłos kroków. Światło padło na kapelusz, tkwiący nabakier; na potężne ramię, które zdawało się pruć ciemność; na nogę wysuwającą się naprzód. Obrócił się na pięcie i stanął bez ruchu, zwrócony twarzą do oświetlonego okna, kręcąc głową z boku na bok i uśmiechając się do siebie.
— Niech pani tylko wyobrazi sobie przez chwilę, że przykleiłem do szczęk brodę starego. Co? No jakże? Tak było już od dziecka — wykapany ojciec.
— To prawda — szepnęła do siebie.
— Ale na tem koniec podobieństwa. Z niego był zawsze taki domator. Jakże, pamiętam że łaził po domu i wyglądał jak ciężko chory już na trzy dni przed jedną z tych swoich wycieczek do South Shields po
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.