Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

Harry odetchnął głęboko i zbliżył się o krok do Bessie.
— Więc to pani jest tą dziewczyną — rzekł zniżonym głosem. Stała bez ruchu, wciąż nawpół od niego odwrócona, ściskając skronie rękami. — Słowo daję! — ciągnął z niewidzialnym półuśmiechem na ustach — mam wielką ochotę zostać…
Łokcie jej drżały gwałtownie.
— Na tydzień — zakończył bez pauzy.
Zakryła gwałtownie twarz dłońmi. Podszedł do niej bliziutko i ujął łagodnie jej ręce. Poczuła jego oddech na uchu.
— Wpadłem w okropne tarapaty, i właśnie pani musi mi pomóc się z tego wygrzebać. — Usiłował odkryć jej twarz. Opierała się. Puścił ją więc i spytał, odstępując nieco wtył: — Ma pani trochę pieniędzy? Muszę odjechać natychmiast.
Przejęta wstydem skinęła prędko głową, a on czekał, nie patrząc w jej stronę, gdy się pochyliła, dygocząc i szukała kieszeni w spódnicy.
— Ma pan! — wyszeptała. — Niech pan idzie, na miłość boską, niechże pan już idzie! Gdybym miała więcej — więcej — dałabym wszystko, żeby zapomnieć — żeby pan tylko zapomniał —
Wyciągnął rękę.
— Niema strachu. Ani jednej z was nie zapomniałem. Były i takie co dały mi więcej niż pieniądze — ale teraz jestem żebrakiem — a wy, kobiety, musicie mnie zawsze z biedy wyciągać.
Podszedł zamaszystym krokiem do okna od saloniku i w mętnem świetle, sączącem się przez okiennicę, spojrzał na monetę leżącą na jego dłoni. Było to pół funta. Wsunął je do kieszeni. Bessie stała nieco