z boku, z głową opadłą na piersi, jak ranna; z rękoma zwisającemi bezwładnie, jak nieżywa.
— Nie może mnie pani wkupić do domu — powiedział — a siebie nie może pani wykupić.
Uderzył się zlekka po kapeluszu, umacniając go na głowie, i w następnej chwili Bessie uczuła się porwana w potężny uścisk jego ramion. Straciła grunt pod nogami, głowa jej zwisła wtył; zasypywał jej twarz pocałunkami z milczącym i gwałtownym żarem, jakby mu było pilno dobrać się aż do samej jej duszy. Całował jej blade policzki, jej twarde czoło, jej ociężałe powieki, jej zwiędłe usta; a miarowe ciosy i westchnienia wzbierającego przypływu towarzyszyły zachłannej mocy jego ramion, oszałamiającej potędze jego pieszczot. Było to jak gdyby morze obaliło wał, chroniący wszystkie domy miasta, i wysłało falę, która ogarnęła Bessie. Fala przepłynęła; Bessie zatoczyła się i oparła plecami o ścianę, wyczerpana do cna, jakby wyrzucona przez morze po burzy i rozbiciu okrętu.
Po chwili otwarła oczy; i wsłuchując się w pewne, swobodne kroki, oddalające się ze zdobyczą, zaczęła zbierać suknie w dłoniach, patrząc wciąż przed siebie. Nagle wypadła przez otwartą furtkę na ciemną i pustą ulicę.
— Stój! — krzyknęła. — Nie odchodź!
Wsłuchiwała się z głową przechyloną uważnie nabok, nie umiejąc zdać sobie sprawy, czy to rytm przypływu czy też nieubłagany krok Harry’ego pada okrutnym ciężarem na jej serce. Wkrótce wszystkie dźwięki zaczęły słabnąć w jej uszach, jakby zwolna obracała się w kamień. Przejął ją lęk przed tem strasznem milczeniem — gorszy niż przed śmiercią. Zebrała opuszczające ją siły na ostateczne wezwanie:
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.