Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 023.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mnych pragnień ich serca; przy zapadającym zmierzchu parowiec pruł spokojne wody cieśniny; a tam w dali, w tyle parowca, latarnia morska, postawiona przez niewiernych na zdradliwej mieliźnie, zdawała się mróżyć swe oko płomienne, patrząc na odpływający parowiec, jakby szydząc z jego pobożnych zamiarów.
Przepłynęła cieśninę i Patua dążyła dalej prosto do morza Czerwonego, pod spokojnem, palącem, niezmąconem żadną chmurką niebem, spowita gorejącemi promieniami słońca, zabijającemi wszelką myśl, przygnębiającemi serce, niweczącemi całą wolę i energię.
A pod tą groźną wspaniałością nieba tego morze błękitne i głębokie pozostało spokojne, bez jednego ruchu, bez jednej zmarszczki, gęste, stojące, martwe. Patua z lekkim świstem płynęła tą równiną świetlaną a gładką, rozwijała czarną wstęgę dymu na tle jasnego nieba, a po za sobą, na wodzie, pozostawiała białą wstęgę piany, niknącej natychmiast, jak jakie widmo, pozostałe na martwem morzu po widmie parowca.
Każdego ranka słońce jak gdyby zawarło ugodę z tym dążącym na pielgrzymkę parowcem, z cichym a nagłym wybuchem światła ukazywało się zawsze w tem samem miejscu, w tyle parowca, o południu doganiało go, zlewając skoncentrowany żar swych promieni na pobożne zamiary ludzkie, przechylało się dalej i zapadało tajemniczo do morza wieczór za wieczorem.
Pięciu białych żyło w przyjaźni na parowcu oddzielonym od ludzkiego ładunku. Rozciągnięte płótno tworzyło biały dach nad pokładem, od końca do końca, i niejasny pomruk, cichy szept smutnych głosów zdradzał jedynie obecność tego tłumu ludzi na tym olbrzymim przestworze wód. Takie były te dnie spokojne, gorące, ciężkie, znikające jeden po drugim w przeszłości, jak gdyby wpadały w przepaść wiecznie otwartą; a parowiec, samotny pod