Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Powierzyłbym pieczę nad okrętem temu oto młokosowi na mocy jednego spojrzenia i spałbym jak zabity, ale na Jowisza! czyżby to było zupełnie bezpieczne? W tej myśli mieści się cała przepaść okropności. Wydawał się tak czystym, jak nowa sztuka złota, ale może tam była piekielna domieszka w tym metalu. Ile tego? Ostatnia kropla czegoś niezwyczajnego a niegodziwego; ostatnia kropla! a swoją drogą stojąc tak z miną obojętną, wprawiał w zdziwienie na myśl, że wartość jego może nie przechodzić wartości zwykłej miedzi.
Nie mogłem temu wierzyć! Mówię wam, że pragnąłem zobaczyć, jak on wić się będzie w obronie honoru swego zawodu. Tamci dwaj, ujrzawszy kapitana, zbliżać się ku nam powoli zaczęli. Rozmawiali idąc, ale ja tak nie zwracałem na nich uwagi, jakgdyby oko moje dostrzedz ich nie mogło. Wykrzywiali się do siebie, żarciki jakieś puszczając, czy ja wiem? Spostrzegłem tylko, że jeden ma złamaną rękę; drugi o siwych wąsach był głównym maszynistą, osobistością pod wielu względami wybitną i znaną z najgorszej strony.
Dla mnie byli niczem. Zbliżyli się. Kapitan patrzył na swe nogi: zdawał się być spuchniętym do niemożliwych rozmiarów wskutek jakiejś strasznej choroby, działania tajemniczej a nieznanej trucizny.
Podniósł głowę, ujrzał tych dwóch stojących przed nim, otworzył usta z nadzwyczajnem wykrzywieniem wydętych policzków, chcąc do nich przemówić, przypuszczam — i nagle przyszła mu jakaś myśl. Grube purpurowe wargi zamknęły się, nie wydawszy głosu i poszedł krokiem pewnym do powoziku (dorożki) i z taką brutalną niecierpliwością zaczął się do drzwiczek dobijać, iż przekonany byłem, że wszystko się na niego przewróci: powozik, konik i woźnica.
Ten ostatni, zbudzony z zamyślenia nad piętą nogi, zdradził natychmiast objawy natężonego stra-