Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 080.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

To powiększyło moje zdziwienie i odkryło na niego nowy punkt widzenia. Spojrzałem z ciekawością i spotkałem jego oczy nieprzeniknione, ale wstydu nie zdradzające.
— Ja nie mogę się z tą rzeczą pogodzić — powiedział poprostu — i nie myślę się godzić. Na sądzie to rzecz inna; muszę to wytrzymać i wytrzymam.
Nie twierdzę, że go rozumiałem. Te rzuty oka, jakich nie pozwalał na siebie skierowywać, podobne były do błysków, przedzierających się przez szczerby w gęstej mgle — ułamki jakichś istotnych, lecz znikających szczegółów, nie dających jasnego pojęcia o ogólnym wyglądzie okolicy. One dostarczały pokarmu mojej ciekawości, nie zasycając jej; nie dawały możności oryentowania się. Wogóle, w błąd wprowadzał. Oto dlaczego prosiłem, by zaszedł do mnie, i dnia tego rozstaliśmy się późnym wieczorem.
Zatrzymałem mieszkanie w hotelu Malabar na dni kilka i na moje usilne prośby jadł tam ze mną obiad.



ROZDZIAŁ VII.


Jakiś żaglowiec, przewożący pasażerów, przybył tego popołudnia i wielka sala jadalna hotelu była prawie zapełniona ludźmi, mającymi w kieszeniach przekazy na rozmaite banki świata. Były tam pary małżeńskie, najwidoczniej znudzone sobą już w połowie podróży; były tam liczne i nieliczne grupy, tworzące jedno towarzystwo, i ludzie samotni, jedzący uroczyście lub ucztujący głośno — wszyscy rozmawiali, żartowali, lub ponuro zachowali milczenie, zależnie od swego usposobienia, z równą inteligencyą przyjmując nowe wrażenia, z jaką przyjmowały ich kufry złożone w górnych pokojach. I nadal otrzymywać będą etykietki, że byli w tych i tych