Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 089.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pokładzie było jednakowo dziwne dla tego ciemnego, pobożnego tłumu, i zasługujące na zupełne zaufanie, nie mogąc być nigdy zrozumiane.
Uderzyło go to, że fakt ten bardzo potrzebny jest w tej chwili. Sama myśl straszna była.
Pamiętacie zapewne, że on wierzył, jakby to zrobił każdy inny na jego miejscu człowiek, że parowiec lada chwila zatonąć musi; usuwające się zardzewiałe żelazo, powstrzymujące ocean, puścić musi, a wówczas, jak po pęknięciu śluzy, woda wedrze się z impetem i zaleje wszystko.
Stał i patrzył na te rozciągnięte ciała, skazany człowiek, uświadomiony o swym losie, pilnował cichego tłumu zmarłych.
Oni byli trupami! Nie, ich ocalić nie zdoła! Szalupy może wystarczyłyby dla połowy, ale już niema czasu. Zapóźno! Zapóźno!
Nie warto otwierać ust, poruszać ręką lub nogą. Zanim zdoła trzy słowa wymówić lub parę kroków postąpić, zapadnie się w morze, przy rozpaczliwej walce ludzkich istot, przy rozlegających się okropnych wrzaskach o pomoc. Nie było na to ratunku. Wystawiał sobie doskonale, jak to wszystko się stanie; drapiąc się po drabinie z lampą w ręce, przechodził myślą wszystkie najokropniejsze szczegóły. Zdaje mi się, że przeżywał to znów, opowiadając mi rzeczy, o których musiał na sądzie zamilczeć.
— Widziałem tak jasno, jak pana teraz widzę, że nic uczynić nie mogę. To mroziło wszystkie moje członki. Pomyślałem, że mogę tak dobrze stać tu, jak gdzieindziej i czekać. Nie obliczałem na wiele sekund... Nagle para przestała wybuchać.
Sprawiany przez nią huk odciągał uwagę, ale ta cisza, która w tej chwili nastała, była nieznośnie przygnębiającą.
— Zdawało mi się, że uduszę się, zanim utonę — rzekł.
Twierdził, że nie myślał o własnem ocaleniu.