Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 133.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Komendant francuski wołał na nich, ale nie otrzymał odpowiedzi, a przekonawszy się przez lunetę, że tłum na pokładzie nie wygląda jak zadżumiony, zdecydował się wysłać łódź.
Dwóch oficerów weszło na pokład, usiłowali rozmówić się z Arabem, ale do ładu z nim dojść nie mogli: groza położenia sama przez się biła w oczy.
Zdumieni byli widokiem martwego białego człowieka, w skurczonej pozycyi, leżącego na pomoście.
Fort intrigué par ce cadavre — opowiadał mi oficer francuski, którego przypadkiem spotkałem w kawiarni w Sydneju. Był on na tym statku i doskonale pamiętał całą sprawę, chociaż niemało lat upłynęło od tego czasu.
Co prawda, muszę to zaznaczyć, że ta sprawa dziwną miała moc, opierała się czasowi i słabości pamięci ludzkiej; z niezwykłą żywotnością przebywała w mózgach ludzkich i na końcu ich języka. Miałem tę wątpliwą przyjemność, że po latach całych, w oddaleniu niewiem już ilu mil, wychodziła ona zawsze na stół przy najlżejszej aluzyi. Dziś naprzykład, zkąd doszło do rozmowy o niej? Ja w tem towarzystwie jestem jedynym marynarzem, ta sprawa tylko w mojej pamięci pozostać mogła, a jednak wypłynęła na wierzch.
A jeżeli dwaj ludzie nieznani sobie, ale obznajmieni z tą sprawą spotkają się w jakimkolwiek punkcie świata, to zanim się rozejdą, rozgadać się o niej muszą.
Ja tego Francuza nigdy a nigdy przedtem nie widziałem, a po upływie godziny rozmawialiśmy jak starzy znajomi, chociaż nie należał on również do bardzo rozmownych.
Siedział on sobie spokojnie nad szklanicą, napełnioną jakimś ciemnym płynem. Mundur jego trochę był zniszczony; on sam ciężki, o szerokich nabrzmiałych policzkach, wyglądał na człowieka zażywającego tabaczkę. Znajomość nasza rozpoczęła