Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.1 134.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się tem, że on mi podał przez stół gazetę, której nie potrzebowałem.
Powiedziałem: Merci.
Zamieniliśmy parę nic nie znaczących uwag i nagle, zanim pojąłem, jakim sposobem doszliśmy do tego, wpadliśmy na tę historyę i on mi opowiadał, jak bardzo „zdziwieni byli widokiem tego trupa”. Okazało się, że mój oficer należał do załogi statku, który wyratował Jima i jego towarzyszów.
W restauracyi, gdzieśmy siedzieli, trzymano rozmaite zagraniczne trunki, widocznie dla wygody oficerów marynarki. Francuz, popijając jakiś ciemny płyn, zapewne cassis à l'eau, kiwał głową, zaglądając jednem okiem do wnętrza szklanki.
Impossible de comprendre... vous concevez — rzekł.
Łatwo pojąłem, jak mi trudno było połapać się w sytuacyi. Żaden z przybyłych łodzią oficerów nie znał dobrze angielskiego języka, nie mogli się więc porozumieć.
— Tłoczyli się wokoło nas — opowiadał oficer. — Utworzyło się koło autour de ce mort opisywał. Należało się zabrać do rzeczy najważniejszej. Ludzie ci zaczynali się niepokoić... Parbleu! Tłum taki... wystawiasz to pan sobie? — dodał z filozoficzną pobłażliwością. — Co się tyczy miejsca uszkodzonego w parowcu, radził nie dotykać go, uważał to za rzecz najbezpieczniejszą. Jak można najprędzej, linami przywiązano Patuę do statku, sterem naprzód; w tych okolicznościach, było to rozsądne rozporządzenie, gdyż manewr ten zmniejszył ciężar w miejscu uszkodzonem, wymagającem wielkiej ostrożności.
Byłem pewny, że w tych rozporządzeniach mój nowy znajomy odegrał główną rolę; wyglądał na człowieka, któremu zaufać można, na wytrawnego marynarza, chociaż gdy tak siedział, trzymając grube palce na brzuchu, przypominał jednego z tych poczciwych, zatabaczonych proboszczów wiejskich, do których uszu zlewane są wszystkie grzechy, cierpie-