Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 043.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Może artysta był trochę nieprzytomny. E? Co pan myślisz? Czasami zdaje mi się, że człowiek przyszedł tam, gdzie nie był pożądany, gdzie nie ma miejsca dla niego, bo gdyby tak było, dlaczegożby pragnął wszystko zagarnąć dla siebie? Dlaczegożby latał tu i tam, robiąc tyle o sobie wrzasku, rozprawiając o gwiazdach, nie dając spokoju nawet źdźbłom trawy?
— Łapiąc motyle — dodałem.
Uśmiechnął się, usiadł wygodniej, wyciągając nogi.
— Siadaj pan — rzekł.
— Sam złapałem ten rzadki okaz pewnego ranka. Niemałego doznałem wzruszenia Pan nawet nie przeczuwasz, czem jest dla zbieracza schwytanie takiego okazu. Wiedzieć nie możesz.
Uśmiechałem się, siedząc w bujaku. Oczy jego patrzyły gdzieś po za ścianę, na którą były zwrócone, i powiedział mi, jak pewnej nocy zjawił się wysłaniec od „biednego Mohammeda”, który wzywał go do swej „rezydencyi”, oddalonej o jakie dziesięć mil. Musiał jechać konno wazką dróżką, między polami uprawnemi i lasami.
O świcie opuścił swój ufortyfikowany dom, ucałowawszy małą Emmę i żonie „księżniczce” zostawiając dowództwo nad wszystkiem.
Opisywał, jak odprowadziła go do wrót, trzymając jednę rękę na szyi konia; miała na sobie białą kurtkę, złote szpilki we włosach, a na lewem ramieniu przerzucony skórzany pas z rewolwerem.
— Mówiła jak kobiety zwykły mówić — rzekł. — Zalecała ostrożność, prosiła, bym wrócił przed nocą, ubolewając, że sam jechać muszę. Był to czas wojenny i okolica wcale bezpieczną nie była; ludzie moi zaciągali wytrzymałe na kule odzienie i nabijali broń, a ona powtarzała, że mogę być o nią spokojny. Potrafi obronić dom cały przed każdym napastnikiem. Uśmiechałem się, patrząc na nią. Lubiłem, gdy okazywała się tak dzielną, młodą, silną.