Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 061.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

minęła, sułtanem jest głupi młokos z dwoma wielkiemi palcami u lewej ręki i niepewnemi, szczupłemi dochodami, wydartemi biednej ludności, a wykradanemi od niego przez licznych wujów.
Te wiadomości mam, rozumie się, od Steina. Mówił mi ich imiona i dał mi krótką charakterystykę każdego. Posiadał o tym kraju tak dokładne wiadomości, jak i sprawozdawca rządowy, tylko że jego wiadomości były zabawniejsze. On wiedzieć musiał o wszystkiem. Handlował tak wiele, w rozmaitych okręgach, że naprzykład w Paturanie tylko jego firmie wolno było mieć agenturę, za specyalnem pozwoleniem władz holenderskich.
Rząd wierzył jego dyskrecyi i powiedzianem było, że on wszystkie ryzyka bierze na siebie. Ludzie, którym chleb tam dawał, rozumieli to również, ale widocznie praca opłacała się im.
Dnia tego przy śniadaniu Stein wszystko mi szczerze opowiedział. O ile sądzić mógł z ostatnich wieści, otrzymanych po trzynastomiesięcznej wędrówce trwoga o życie i mienie była tam chlebem powszednim.
W Paturanie działały dwie wrogie siły: jednę z nich przedstawiał Rajah Allang, najgorszy z wujów sułtana, władca rzeki, łupieżca i złodziej wszystkiego, gnębiący bez miłosierdzia Malajczyków, którzy najzupełniej bezbronni, nie mieli nawet ucieczki w emigracyi, „bo — mówił Stein — dokąd i jak wyrwaćby się stamtąd mogli?”
Może nawet i nie pragnęli tego. Świat (otoczony wysokiemi, nieprzebytemi górami) oddany był w ręce urodzonego władcy, a tego Raję ani znali: pochodził przecież z ich królewskiego domu!
Miałem przyjemność spotkania tego dostojnika w jakiś czas potem.
Był to brudny, mały, wyniszczony starzec, ze złośliwemi oczami i ustami, co dwie godziny połykał pigułkę opium i wbrew uznanym ogólnie pra-