Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 096.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Udajesz się pan do Paturanu? Wiem. Tam jest „Dom Handlowy” Steina. Ma pozwolenie, więc mnie to nic nie obchodzi. Teraz nie jest tam tak źle — zauważył lekceważącym tonem i ciągnął dalej.
— Podobno przybył tam jakiś biały włóczęga...
Co? Co pan mówisz? Pański przyjaciel? Co...
A więc, to prawda, że jest tam jeden z tych verdamte... Po cóż tam zalazł? A znalazł tam drogę, gałgan!
Co? a nie chciałem temu wierzyć. Paturan — przecie tam jak nic gardła podrzynają — ale to nie nasz interes. — Przerwał sobie, by jęknąć.
— Oh! Co za upał! Co za upał! No! to w takim razie może coś być także i w tej historyi i... Zamknął jedno wstrętnie szkliste oko i spojrzał na mnie drugiem — potwórnie.
— Słuchaj pan — rzekł tajemniczo — jeżeli — rozumiesz pan? — jeżeli zdobył coś istotnie pięknego — nie jakieś tam zwykłe wasze zielone szkiełko — rozumiesz pan? — Jestem reprezentantem rządu — więc powiesz pan łajdakowi... Co? Co takiego! Przyjacielem jest pana?... Prawda, mówiłeś pan już, a więc rad jestem, że przez pana mogę przesłać zlecenie. Przypuszczam, że i pan chciałbyś coś na tem skorzystać? Proszę nie przerywać. Powiesz mu pan że słyszałem o tej historyi, ale do władzy nie wysłałem jeszcze raportu! Jeszcze nie. Rozumiesz pan? Po co się śpieszyć? Co? Zatem, powiedz mu pan, by tu do mnie przybył, jeżeli go żywcem ztamtąd wypuszczą. Obiecuję, że wszystko spokojnie załatwię, śledztwa przeprowadzać nie będę. Rozumiesz pan? Pan również otrzymasz coś odemnie w charakterze komisowego. Proszę nie przerywać. Jestem urzędnikiem państwowym i zdaję raporty. Ot! w czem rzecz! Rozumiesz pan? Znam pewne osoby, które gotowe są kupić coś porządnego i dadzą mu pieniędzy więcej, niż taki łajdak w życiu swem widział.
Znam ich przecie!