Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 098.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czynie, którą biały szanuje i troszczy się o nią. Ona podobno nigdy sama z domu nie wychodzi. Biały codzień przechadza się z nią, nic sobie z ludzi nie robiąc; on trzyma ją za rękę — ot tak — i przyciska do siebie.
— To może być kłamstwo — przyznawał — bo przecie tak niktby robić nie mógł; w każdym razie, nie ulega wątpliwości, że ona nosi klejnot białego, ukryty na łonie.



ROZDZIAŁ XXIX[1].


Tak się zapatrywał na wieczorne spacery Jima z żoną. Ja mu towarzyszyłem nieraz i za każdym razem widziałem niemiłą postać Corneliusa, obrażonego w swej ojcowskiej godności, jak krył się w sąsiednich zaroślach, lub pod płotami z tem specyalnem skrzywieniem ust, świadczącem o gotowości zgrzytania zębami.
Ale czy uważacie, jak o trzysta mil od wszelkich poczt i telegrafów niepewnej użyteczności kłamstwa naszej cywilizacyi więdną i zamierają, a zastępują je wytwory czystej imaginacyi, mające urok i czasami kryjące głęboką prawdę?
W całej tej historyi romantyczność jej tylko prawdą była. Jim nie skrywał się ze swym klejnotem. W rzeczywistości nadzwyczaj dumnym był z niego.
Teraz przychodzi mi na myśl, że wogóle mało się jej przyglądałem. Najlepiej pamiętam oliwkową bladość cery, połysk kruczo-czarnych włosów, obficie spadających z pod purpurowej, małej czapeczki, którą nosiła na tyle zgrabnej swej główki. Ruchy miała swobodne, pewnością siebie nacechowane, przy rumieńcu twarz jej zabarwiała się cie-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Tak w wydaniu pozycji. Faktycznie połączone rozdziały XXIX i XXX.