Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 101.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie do mnie się zwracał okrzyk ten, pragnął wzbudzić oburzenie w świecie całym.
Dziedziniec, szeroki, kwadratowy plac, zalany był potokami oślepiającego słońca, a Cornelius, przesuwając się po nim w pełnem świetle, miał wygląd człowieka ukradkowo prześlizgującego się w ciemności. Patrząc na niego, daznawało się niesmaku.
Jego chód przypominał pełzanie wstrętnego owadu, nogi jedynie poruszały się w sposób okropny, gdy korpus sunął równo.
Przypuszczam, że on prosto dążył do celu swej wędrówki, ale chodził, jak gdyby się wiecznie czaił i skryć chciał. Często krążył tak wokoło, przypominając psa, węszącego trop jakiś; przechodząc mimo werandy, rzucał ukradkowe spojrzenia i nie śpiesząc się, znikał za węgłem którego z szałasów.
Jego swobodne wędrówki po całem gospodarstwie Jima świadczyły o niedorzecznej obojętności tego ostatniego, a raczej o jego nieskończonej pogardzie, gdyż Cornelius odegrał bardzo wątpliwą rolę (mówiąc najdelikatniej) w pewnym epizodzie, mogącym się bardzo smutno dla Jima zakończyć. W rezultacie rozgłosił on jeszcze więcej sławę jego.
Trzeba wiedzieć, że wkrótce po przybyciu do Paturanu opuścił Jim dwór Dovamina — dla jego bezpieczeństwa było to zbyt wcześnie dokonane, o wojnie jeszcze wówczas mowy nie było. Kierowało nim poczucie obowiązku, musiał — jak mówił — zająć się interesami Steina.
Zapominając więc zupełnie o grożącem zewsząd niebezpieczeństwie, przebył rzekę i zamieszkał z Corneliusem.
W jaki sposób ten ostatni przetrwał burzliwe czasy — nie wiem. Jako agent Steina, korzystał zapewne z opieki Dovamina; w każdym razie nie ulega wątpliwości, że jakąkolwiek drogą szedł, czyny jego nacechowane były podłością, stanowiąc piętno tego czowieka. W opowiadaniu tem odgrywa rolę