Strona:PL Joseph Conrad-Lord Jim t.2 146.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

my się raz ostatni żegnali, spytał, czy prędko powrócę do domu, i nagle krzyknął za mną:
— Powiedz im...
Czekałem — z ciekawością, przyznaję — i nadzieją także, a on krzyknął tylko:
— Nie. Nie!
Oto wszystko, nic więcej; żadnego zlecenia nie będzie, chyba to, jakie każdy z nas może wyciągnąć dla siebie z wymowy faktów, będących tak często więcej zagadkowemi, jak najzręczniej ułożone procesy. Co prawda, raz usiłował wyzwolić się, ale to mu się nie udało, jak się przekonasz, jeżeli zechcesz przejrzeć dołączony tu szary arkusz. Usiłował napisać. Widzisz nagłówek: „Forteca Paturan”. Zdaje mi się, że powziął plan zamienienia swego domu na miejsce obronne.
Była to myśl doskonała: głęboki rów, wał z palisadą, a po rogach ustawione na platformach — działa. Dovamin chciał mu dostarczyć broni palnej; w ten sposób każdy człowiek z ich partyi wiedział, że jest jedno bezpieczne miejsce, do którego wszyscy wierni partyzanci zbiegać się mogą w chwili niebezpieczeństwa. To wszystko świadczyło o jego zdolnościach przewidywania i o tem, że wierzył w przyszłość.
Ci, co on nazywał „moi ludzie” — uwolnieni z niewoli szeryfa — mieli skupić się razem i pobudować się w obrębie fortyfikacyi, tworząc tym sposobem oddzielną część Paturanu.
„Forteca Paturan”, żadnej daty, jak widzisz. Czemże jest cyfra lub nazwa, wobec szeregu tychże dni?
O kim on myślał, kreśląc te słowa — nie wiadomo. Schwycił raz drugi za pióro i napisał: „Stała się rzecz straszna... muszę natychmiast...” pióro prysnęło atramentem i koniec.
Historyę ostatnich wypadków znajdziesz w tych kilku załączonych kartach.
Przyznać musisz, że romantyczność jej przechodzi wszelkie najdziksze młodzieńcze marzenia, a za-