Strona:PL Joseph Conrad-Młodość; Jądro ciemności.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

nagle zagasnąć, rażone śmiercią przy zetknięciu z owym mrokiem, ścielącym się posępnie nad ciżbą ludzi.
Woda uległa zmianie natychmiast a pogoda stała się mniej świetną lecz jakby się pogłębiła. Stara rzeka, rozlana szeroko, wypoczywała bez ruchu na schyłku dnia — po całych wiekach dzielnej służby u rasy zaludniającej jej brzegi — rozpostarta spokojnie w swej godności wodnego szlaku, wiodącego do najdalszych krańców ziemi. Nie patrzyliśmy na czcigodną rzekę z punktu widzenia krótkiego, wartkiego dnia, który zjawia się i odchodzi na zawsze, ale widzieliśmy ją we wzniosłem świetle trwałych wspomnień. I zaiste, nic łatwiejszego dla ludzi, którzy — jak to się mówi — „poświęcili się morzu“ z szacunkiem i przywiązaniem, niż wywołać wielkiego ducha przeszłości na przymorskim obszarze Tamizy. Przypływ i odpływ biegną tam i zpowrotem w nieustającej służbie, przepełnione wspomnieniami o okrętach i ludziach, których niosły ku domowemu wytchnieniu lub ku walkom na morzach. Prądy te znały wszystkich mężów, którymi szczyci się naród i służyły im wszystkim — od Sir Francisa Drake’a do Sir Johna Franklina — rycerzom utytułowanym lub nie — wielkim błędnym rycerzom morza. Prądy te dźwigały wszystkie statki, których imiona są jak drogocenne kamienie błyszczące w pomroce wieków, od Złotej Łani powracającej z łonem pełnem skarbów — statku, co po odwiedzinach Jej Królewskiej Mości znika z gigantycznej opowieści — aż do Erebu i Terroru, które puściły się na inne podboje — aby nigdy nie wrócić. Prądy te znały i okręty i ludzi. Znały tych co wypłynęli z Deptford, z Greenwich, z Erith — awanturników i osadników; znały okręty królewskie i okręty finan-