Strona:PL Joseph Conrad-Młodość; Jądro ciemności.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

obywatel musi żyć wpośród niepojętego, które jest także obrzydłem. A jednocześnie to niepojęte ma czar, który zaczyna na niego działać. Czar ohydy, rozumiecie? Wyobraźcie sobie rosnący w tym człowieku żal, pragnienie ucieczki, bezsilny wstręt, poddanie się, nienawiść.
Zamilkł.
— Zważcie — zaczął znów, i siedząc ze skrzyżowanemi nogami, podniósł rękę obróconą dłonią nazewnątrz — zupełnie jak Budda nauczający w europejskiem ubraniu i bez lotosa — zważcie że żaden z nas nie czułby zupełnie taksamo. Ratuje nas wiara w skuteczność naszej pracy — poświęcenie się dla niej. Ale tamci ludzie nie przedstawiali doprawdy nic nadzwyczajnego. Kolonistami nie byli; podejrzewam że ich administracja nie różniła się niczem od ucisku. Byli zdobywcami, do tego zaś potrzeba tylko bezmyślnej siły — i niema się czem szczycić jeśli się ją posiada, ponieważ siła ta jest poprostu przypadkiem i wypływa ze słabości innych. Zagarniali co mogli — ze zwykłej chciwości. Była to poprostu kradzież z włamaniem, masowe morderstwo na wielką skalę, a ludzie rzucali się w to naoślep — jak przystoi tym którzy napastują mrok. Zdobywanie ziemi — polegające przeważnie na tem, że się ją odbiera ludziom o odmiennej cerze lub trochę bardziej płaskich nosach — nie jest rzeczą piękną, jeśli się w nią wejrzy zbyt blisko. Odkupia ją tylko idea. Idea tkwiąca w głębi; nie sentymentalny pozór tylko idea; i altruistyczna wiara w tę ideę — coś co można wyznawać, i bić przed tem pokłony, i składać ofiary...
Urwał. Płomyki ślizgały się po rzece: małe zielone płomyki, czerwone płomyki, białe płomyki, które się