dzieci (zostawił je pod opieką siostry by móc tu przyjechać), a namiętność jego życia stanowiły wyścigi gołębi. Był ich miłośnikiem i znawcą. Mówił o gołębiach z uniesieniem. Po skończonej pracy przychodził do mnie czasem na rozmowę o swych dzieciach i gołębiach; przy robocie, gdy musiał czasem czołgać się w szlamie pod dnem parowca, obwiązywał sobie brodę czemś w rodzaju białej serwety, którą przynosił w tym celu. Owa serweta miała duże pętle do zakładania na uszy. Wieczorem widać go było przykucniętego na brzegu, jak płukał w zatoce ten pokrowiec z wielką starannością, a potem rozpościerał uroczyście na krzaku aby go wysuszyć.
— Trzepnąłem mechanika w plecy, wołając: „Dostaniemy nity!“ Wygramolił się na nogi i krzyknął: „Nie, doprawdy! Nity?“ jakby nie chciał wierzyć własnym uszom. Potem dodał pocichu: „To pan... prawda?“ Nie wiem dlaczego zachowywaliśmy się jak warjaci. Przytknąłem palec do nosa, kiwając tajemniczo głową. „Brawo!“ zawołał i strzelał z palców, podniósłszy ramiona i jedną nogę. Sprobowałem zatańczyć dżiga. Wyskakiwaliśmy po żelaznym pokładzie. Straszny tupot rozebrzmiał na statku i odbił się o dziewiczy las po drugiej stronie zatoki, wracając na śpiącą stację w grzmiącym łoskocie. Niektórzy z pielgrzymów obudzili się pewnie w swych lepiankach. Ciemna jakaś postać zasłoniła oświetlone drzwi chaty dyrektora, poczem znikła; po sekundzie czy dwóch oświetlone drzwi znikły również. Uspokoiliśmy się, a cisza odepchnięta naszem tupaniem przypłynęła znów z głębi kraju. Wielki mur roślinny, bujna, pogmatwana masa pni, gałęzi, liści, konarów i girland, nieruchomych w świetle księżyca, przypominała jakby rozhukane najście bezgło-
Strona:PL Joseph Conrad-Młodość; Jądro ciemności.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.