ponieważ go wyszkolono, a oto na czem polegała jego wiedza: gdyby woda znikła z tej przezroczystej rzeczy, zły duch wewnątrz kotła wpadłby w gniew z powodu wielkiego pragnienia i zemściłby się straszliwie. To też palacz pocił się, i podsycał ogień, i śledził szkło z lękiem (ramię miał obwiązane zaimprowizowanym talizmanem z gałganków, w dolnej jego wardze tkwił wygładzony krążek z kości słoniowej wielkości zegarka) — a tymczasem mijaliśmy powoli zarośnięte brzegi, krótki zgiełk ucichał, nastawała znów cisza ciągnąca się przez nieskończone mile — i pełzliśmy naprzód w stronę Kurtza. Ale pnie tkwiły w rzece gęsto, woda była zdradliwa i płytka, kocioł zdawał się doprawdy kryć nadąsanego djabła, i dlatego ani palacz ani ja nie mieliśmy czasu zaglądać do naszych trwożnych myśli.
— W odległości pięćdziesięciu mil mniej więcej od stacji Kurtza dotarliśmy do trzcinowej szopy, na której tkwiła melancholijnie pochyła tyka z powiewającym łachmanem, szczątkiem jakiejś flagi niemożliwej do rozpoznania; obok szopy leżał porządnie ułożony stos drzewa opałowego. To było nieoczekiwane; wysiedliśmy na brzeg i znaleźliśmy na stosie płaski kawał deski, a na niej jakiś wyblakły napis ołówkiem. Odcyfrowaliśmy go; napis brzmiał: „Drzewo dla was. Spieszcie się. Podjeżdżajcie ostrożnie“. Był tam podpis ale nieczytelny — nie Kurtz — jakiś znacznie dłuższy wyraz. „Spieszcie się“. Dokąd? W górę rzeki? „Zbliżajcie się ostrożnie“. Nie zbliżyliśmy się ostrożnie. Ale ostrzeżenie nie mogło dotyczyć miejsca, gdzie mieliśmy je znaleźć dopiero po wylądowaniu. Widać tam w górze rzeki było coś nie w porządku. Ale co — i jak dalece? O to właśnie chodziło. Wypowiadaliśmy różne
Strona:PL Joseph Conrad-Młodość; Jądro ciemności.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.