Strona:PL Joseph Conrad-Młodość; Jądro ciemności.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

zdaje; gładkie, siwe jego włosy spływały na natłuszczony kołnierz od ubrania. Nie miałem powodu wątpić o jego twierdzeniu; i do dziś dnia nie umiem powiedzieć jaki był zawód Kurtza, czy wogóle miał jakikolwiek — i który z jego talentów górował nad innemi. Wziąłem go z początku za malarza który pisywał do gazet, czy za dziennikarza umiejącego malować — lecz nawet jego kuzyn (zażywający tabakę podczas rozmowy) nie umiał określić ściśle zawodu Kurtza. Był to uniwersalny geniusz — zgodziłem się co do tego ze starym jegomościem, który wytarł nos hałaśliwie wielką bawełnianą chustką i wyszedł w starczem podnieceniu, unosząc kilka rodzinnych listów i jakieś mało ważne notatki. Wreszcie pojawił się u mnie dziennikarz pragnący dowiedzieć się czegoś o losie „drogiego kolegi“. Poinformował mię, że właściwą dziedziną Kurtza powinna była się stać polityka „w zakresie popularnym“. Ów gość miał krzaczaste, proste brwi, monokl na szerokiej wstążce, ostrzyżony był krótko na jeża, i wyznał mi w przystępie szczerości że Kurtz w gruncie rzeczy wcale pisać nie umiał — ale dalibóg! jak ten człowiek umiał mówić! Potrafił zelektryzować duże zgromadzenie. „Była w nim wiara — rozumie pan? była w nim wiara. Potrafił wmówić w siebie wszystko — wszystko. Byłby został wspaniałym leaderem skrajnej partji“,
— „Ale jakiej?“ — zapytałem.
— „Jakiejkolwiek“, odrzekł. „To był człowiek — człowiek — krańcowy. Czy pan tego nie uważa?“ Przytaknąłem mu. „A czy pan wie“, zapytał z nagłym przebłyskiem zaciekawienia, „z jakiego właściwie powodu wybrał się do Afryki?“ „Wiem“, odrzekłem i podałem mu natychmiast znamienity „Raport“, dodając że może go opublikować, jeśli to uzna za sto-