Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 044.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— — Daj no, bracie, zuchelek prymki, — westchnął konfidencjonalnie. — Nie paliłem ani nie żułem od miesiąca. Wściekam się za tem. No, dajże, stary.
— Nie bądź poufały — rzekł murzyn. Donkin stropił się i ze ździwienia aż przysiadł na najbliższej skrzynce.
— Nie pasaliśmy razem świń — ciągnął Dżems Wait stłumionym głosem. — Na, masz tytoń! — Po chwili milczenia spytał: „Jaki okręt?...“ „Golden State“ — odmruknął Donkin, gryząc prymkę. Murzyn zagwizdał zcicha. „Zbiegłeś?“ — pyta. Donkin kiwnął głową, mając jeden policzek wypchany prymką. — „Pewnie, że zbiegłem. Bo naprzód w czasie podróży do tego portu wytłukli duszę z jednego Hiszpana, a potem wzięli się do mnie. Więc dałem nura“. — „Bagaż został?“ — „Tak, bagaż i pieniądze — odrzekł Donkin, podnosząc zlekka głos. — Nie mam przy sobie nic. Ani rzeczy, ani pościeli. Jakiś tu koślawy Irlandczyk ofiarował mi kołdrzynę. Jak uważam, będę musiał przespać się dziś w żaglu“.
Oddalił się na pokład, wlokąc za sobą zarzuconą na plecy derkę. Singleton, nie spojrzawszy na niego, usunął mu się z drogi. Murzyn zdjął z siebie lądowe ubranie i w schludnem odzieniu roboczem siadł na swej skrzynce z rękami na kolanach. Patrzał przez chwilę na Singletona i spytał obojętnie: „Jakiż to ten wasz statek? Przyzwoity? Hę?“
Singleton ani drgnął. Po dłuższym czasie dopiero rzekł z nieruchomym wyrazem twarzy:
— Statek?... Statki są w porządku. To tylko ludzie na nich...
Rzekłszy to, palił dalej w milczeniu. Mądrość pół wieku, spędzonego na wsłuchiwaniu się w grzmot fal, przemówiła bezwiednie przez jego stare usta. Kot mruczał na windudze. Dżemsa Waita napadł kaszel charczący i jękli-