Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 053.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wy zwykłych śmiertelników. Na głównym pokładzie pan Baker pomrukiwał srogo, lecz nieszkodliwie, obdzielając nas wszystkich zrzędzeniem, ponieważ, jak mówił, płatny jest za to. Czeladź, zajęta pracą na pokładzie, była zdrowa i czuła się zadowolona, jak większość marynarzy, gdy się już dobrze przystosuje do morza. Prawdziwy spokój Boży zaczyna się w każdym punkcie, odległym o tysiąc mil od najbliższego lądu. A kiedy Bóg posyła tam zwiastunów swej mocy, to nie poto, ażeby w straszliwym gniewie karać za zbrodnie, za hardość lub za występek, lecz aby po ojcowsku skarcić te prostacze dusze, nie mające pojęcia o życiu, te serca, których uderzeń nie reguluje zysk, lub zawiść.
Pod wieczór, doprowadzony do czystości pokład przybierał wygląd spokojny i przypominał lądową jesień. Słońce chyliło się ku spoczynkowi, otulone płaszczem ciepłych obłoków. Na pokładzie statku, na zapasowych belkach, siedzieli bosman z cieślą, obydwaj dobrotliwi i potężni, ze skrzyżowanemi na piersi rękami. Obok nich krótka, przsadkowata postać, majster od żagli, — służył niegdyś we flocie wojennej, — opowiadał, między dwoma zaciągnięciami się fajką, niemożliwe bajdy o admirałach. Drepcząc po pokładzie i utrzymując bez trudu równowagę w tej ograniczonej przestrzeni, chodziły sobie pary tam i zpowrotem. W przegródce dla trzody chlewnej pokwikiwały świnie. Belfast, wsparty łokciami o żerdzie przegródki, milczeniem pełnem zadumy obcował z tą nierogacizną. Majtkowie, w koszulach rozpiętych na ogorzałej piersi, zalegli przyczepy lin i poobsiadali stopnie kasztelowych schodów. U przedniego masztu zebrało się kółko i toczyło dyskusję na temat charakterystyki dżentelmena.
— To zależy od pieniędzy — rzekł jeden.
— Nie! od sposobu wyrażania się, — zapewniał drugi.