Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 088.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ten utrapiony chłopak śpi!
Spał, jak po dawce narkotyku. Dali mu spokój. Singleton trzymał się jedną ręką za koło i pił, nachyliwszy się w celu zabezpieczenia ust od wiatru. Wamibo nieprędko dojrzał kubek przed oczyma: trzeba go było ocucić trącaniem i krzykiem. Knowles zauważył roztropnie: — „Lepsza to rzecz, niż kapka rumu“. Pan Baker chrząknął: „Dziękuję wam“. Pan Creighton wypił i kiwnął głową. Donkin żłopał chciwie, łypiąc okiem z poza wrębu kubka. Belfast pobudził nas do śmiechu, wykrzywiając gębę i krzycząc: — „Puszczajcie ten kubek w kolej. Wszyscy tu jesteśmy abstynentami“. Do kapitana znowu się któryś podczołgał, wołając: „Piliśmy już wszyscy, kapitanie“. Wówczas kapitan uchwycił kubek, wychylił go i zwrócił sztywnym ruchem, wciąż patrząc przed siebie, jakby ani na chwilę nie mógł zboczyć wzrokiem od statku. Porozjaśniały się twarze. — „Świetnie się spisałeś, doktorze!“ — huknęliśmy kucharzowi. Siedział pod wiatr, wsparty o stągiew, i coś nam wymownie odkrzykiwał, lecz rozległ się grzmot fal i pochwyciliśmy tylko oderwane dźwięki w rodzaju: „Opatrzność“ i „wskrzeszeni z martwych“. — Wrócił znów do swej manji kaznodziejstwa. Posyłaliśmy ku niemu przjaźnie-drwiące gesty, a on, uczepiony jedną ręką, wywijał drugą i poruszał ustami, promieniejąc; natężał głos z wielką powagą, uchylając głowę przed bryzgami.
Nagle ktoś wrzasnął:
— A gdzie Jimmy?
Przeraziliśmy się ponownie. Bosman, który był na samym końcu, jął nawoływać ochrypłym głosem:
— Czy tam nikt nie widział go wychodzącego?
Sypnęły się ponure odpowiedzi:
— Może utonął?