Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 102.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Kuternoga był zmiażdżony. Odmruknął.
— Wziąłem co było pod ręką, żeby się owiązać.
— Hm! Owiązać się. Czy jesteś łataczem kotłów, czy żeglarzem — co? Hm! właśnie potrzebny był ci ten kawałek liny. — Hm! Użyteczniejszy dla okrętu, niż twoje kulawe cielsko. Hm! Zatrzymaj go zresztą teraz, kiedyś to już zrobił.
Czołgał się zwolna dalej, mrucząc pod nosem o pewnych ludziach „gorszych, niż małe dzieci“. Ta frycówka sprawiła orzeźwiające wrażenie. Rozległy się półgłośne: — „Huzia! Huzia go!“... Ci, którzy zdrzemnęli się z przemęczenia, zaczęli się zrywać, pytając gwałtownie: — „Co się stało“... „Co tam znów!“ Posypały się odpowiedzi nadspodziewanie wesołe:
— Pan Baker wyciął kulasowi za coś tam pater noster.
— Tak?
— Co on tam przeskrobał?
Niektórzy parsknęli nawet śmiechem. Powiał jakiś wiew nadziei, — echo spokojnych czasów. Donkin, ogłupiały ze strachu, ożywił się nagle i krzyknął: — „Patrzajcie go! W taki sposób przemawiają do nas. Dlaczego któryś z was go nie rąbnął? Walić go! Walić! Że oficer, chce nas wodzić za nos. Myśmy tacy dobrzy, jak i on! A teraz wszyscy razem idziemy do piekła. Zagłodzili nas na tem zapowietrzonem statczysku, a teraz utoniemy przez tych drapieżnych zabijaków. Wal go!“ Darł się w gęstniejącym mroku, szlochał i łkał, wrzeszcząc: — „Wal go! Wal go!“
Wściekłość i strach, gadające przezeń w obronie sponiewieranych jego praw do życia, były cięższą próbą wytrzymałości naszych serc, aniżeli ten groźny cień nocy,