Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zapomnianego fragmentu nocy. Promienie światła migotały tanecznie po ugrzywieniu fal. Ludzie pobiegli oczyma ku wschodowi. Ich zmęczone twarze zalała światłość. Poddawali się wyczerpaniu, jak gdyby ich trudy i znoje skończyły się już raz na zawsze. Na czarnej gumowej opończy Singletona iskrzył się nalot wyschłej soli, podobny do szronu. Stał u rudla, mając oczy szeroko otwarte i zmartwiałe. Kapitan Allistoun wpatrywał się we wschodzące słońce bez zmrużenia powiek. Ruszył ustami, otwarł je po raz pierwszy od dwudziestu czerech godzin, i głosem świeżym i mocnym wykrzyknął:
— Baczność! Gotuj zwrot!
Ostra pobudka rozkazu podziałała na tych zdrętwiałych ludzi, jak nagłe chlaśnięcie biczem. Drgnęli, i chociaż potem znowu zastygli na swych miejscach, niektórzy, siłą przyzwyczajenia, jęli powtarzać ten rozkaz ledwie dosłyszalnym szeptem. Kapitan Allistoun ogarnął wzrokiem swoją czeladź, więc ten i ów beznadziejnym ruchem zgrabiałych palców usiłował rozplątać swe więzy.
— Baczność! Gotuj zwrot! — powtórzył niecierpliwie szyper: — Dalejże, panie Baker, wołaj pan ludzi. Cóż tam z nimi?
— Gotuj zwrot! Słyszycie tam? — Gotuj zwrot! — zagrzmiał naraz bosman. Głos jego zdawał się zdzierać jakiś śmiertelny czar. Ludzie poruszyli się i jęli pełzać.
— Muszę mieć na przednim maszcie w mig roztoczony kliwer — wołał kapitan — jeżeli nie możecie zrobić tego stojąc, musicie to zrobić leżąc. Oto wszystko. Zaczynać!
— Dalej do roboty! Pomóżmy wstać tej dziewce — naglił bosman.
— Hej, hej! Gotuj zwrot! — powtórzyły drżące głosy.