Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 125.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z kim spać. Zawierano układy, tyczące się używalności butów i gumowych płaszczów. Zwracali się jeden do drugiego z wesołem „stary“ i „synku“. Rozlegały się przyjazne klapsy. Żartowano. Ten i ów, rozpostarłszy mokrą kołdrę, ułożył się do snu na podwiniętych rękach zamiast poduszki, a kilku, siedząc przy luce, paliło. Z za niebieskawego dymu przeglądały zmęczone, ciche twarze i skrzące oczy. Przez uchylone drzwi bosman wetknął głowę.
— Zluzować koło — rzucił do środka: — który tam z was? Jest szósta. Niech djabli porwą, toż ten stary Singleton więcej niż trzydzieści godzin na stanowisku!... Miła z was banda!
Zatrzasnął drzwi zpowrotem.
— Oficerska warta na pokład! — rzekł ktoś.
— Te... Donkin, twój dyżur! — krzyknęło dwu czy trzech naraz.
On zaś, leżąc w pustej koi na mokrych deskach, nie odzywał się wcale.
— Donkin, twój ster! — Ale Donkin milczał wciąż.
— Donkin zdechł, — parsknął ktoś śmiechem.
— Sprzedać do djabła jego rzeczy, — krzyknął inny.
— Donkinie, — zarechotał trzeci: — jeżeli nie pójdziesz do tego przeklętego koła, sprzedadzą twoją garderobę.
Z ciemnej swej nory zamruczał wreszcie i zastękał żałośnie, utyskując na ból we wszystkich gnatach.
— On nie pójdzie! — zawołał czyjś głos z pogardą.
— Na ciebie kolej, Davies!
Młody majtek podniósł się z trudem, rozprostowując ramiona. Donkin wytknął głowę, która w żółtem oświetleniu wyglądała nikle i trupio.