Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 137.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niebieskooki Archie gładził powoli swoje czerwone baczki; u drzwi bosman wytrzeszczył oczy, parsknął nagle śmiechem i odszedł. Wamibo roił... Donkin pomacał rzadkie włosy, rosnące mu na jałowej brodzie i rzekł triumfująco, zerkając w stronę Jimmy’ego:
— Spójrzcie na niego! Chciałbym ja mieć połowę tego zdrowia co on, dalibóg!
Wskazał kusym palcem wtył okrętu, w stronę kajut oficerskich i szczeknął ze sztuczną wesołością:
— Tamtym na złość, tak się należy urządzać.
Jimmy rzekł dobrodusznie:
— Przestań-że błaznować!
Knowles, cochając się ramieniem o odrzwia, zauważył sprytnie:
— Wszyscy nie możemy się zameldować, jako chorzy. Byłby to bunt.
— Bunt — głupstwo! — szydził Donkin: — Niema żadnego prawa przeciwko zachorowaniu.
— Jest sześć tygodni ciężkiego więzienia za uchylenie się od służby — odparł Knowles. — Pamiętam, widziałem raz w Kardyfie załogę przeładowanego statku, — ostatecznie, znów tak bardzo nie był przeładowany, tylko że jakiś podtatusiały jegomość z białą brodą i z parasolem zjawił się na bulwarze i zaczął ludziom gadać. Okropna to rzecz — powiada — zatonąć podczas zimy i poto tylko, żeby właścicielowi okrętu napędzić do kieszeni kilka funtów więcej. Użalał się nad ludźmi, omal nie płakał, rzetelnie mówię; — palto miał niby wielki żagiel, a kapelusz jak żagiel mały górny. Chłopcy — zgoda! Powiedzieli, że nie chcą w zimę tonąć, i myśleli, że tatuś będzie za nimi przed sądem świadczył. Liczyli, że ta awantura zapewni im na dwa-trzy dni labę. A sąd skazał ich na sześć tygodni ciupy, bo okręt nie był