Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 138.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przeładowany. Tak przynajmniej ustalono w sądzie. W całym porcie w Penarth nie było ani jednego przeładowanego okrętu. Zdaje się, że ten stary oszust był zapłacony przez jakieś takie towarzystwo, żeby śledzić przeciążone okręty, ale znał się na tem, jak koza na pieprzu... W gospodzie, w której mieszkiwam, zmówiliśmy się w kilku, żeby tego starego łotra skąpać w doku. Tropiliśmy go, ale przepadł bez śladu, jak tylko wyślizgnął się z sali sądowej... Tak, tak. Zasądzono ich na sześć tygodni ciężkiego więzienia...
Słuchali ciekawie, przytakując surowemi, zamyślonemi twarzami. Donkin otwierał kilka razy usta, ale nic nie rzekł. Jimmy leżał cicho i obojętnie z otwartemi oczyma. Któryś majtek wyrwał się ze zdaniem, że „przeklęci sędziowie“, po tym krzycząco niesprawiedliwym wyroku, niezawodnie „poszli się upić z właścicielem na jego koszt“. Zdanie to podzielili inni. Rzecz sama przez się zrozumiała. Donkin rzekł:
— Co tam, sześć tygodni to można wytrzymać. Śpi się przynajmniej calutką noc, regularnie. Zrobiłbym tak, dalibóg.
— Jesteś do tego przyzwyczajony, co? — spytał któryś.
Jimmy raczył się zaśmiać. Wszystkim nam ten łaskawy śmiech dodał animuszu. Knowles bardzo zręcznie odwrócił swój punkt zapatrywania.
— Gdybyśmy zachorowali wszyscy, jakże byłoby z okrętem, co?
Postawiwszy to pytanie, rozglądał się wokoło, szerząc zęby.
— Niech ginie do djabła — kpił Donkin: — przecież to nie twój.
— Jakże to? Puścić go na rozbicie? — odpierał Knowles, z wątpliwością w głosie.