Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 139.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A tak, niech idzie na wolę wiatrów, czort z nim, — przekonywał Donkin ze wspaniałą niedbałością.
Tamten, nie zważając na jego ton, medytował:
— Zapas żywności wyjdzie — mruczał — i co?... nigdzie nie dopłynąć... a jakże będzie z zapłatą? — dorzucił, nabierając pewności.
— Jaś lubi dzień, w którym płacą, — odezwał się z proga jakiś słuchacz.
— Bo wtedy dziewczęta obejmują cię jedną ręką za szyję, a drugą sięgają ci do kieszeni, nazywając cię najmilszym. Nieprawda, Jasiu?
— Jasiu, z ciebie kat na dziewczęta.
— On ich naraz po trzy holuje, jak ten holownik Watkinsa o dwu kominach, który ciągnie trzy szkuńce.
— Kulawiec z ciebie, Jasiu, ale i gałgan!
— Jasiu, opowiedz nam o tej, co to miała jedno oko niebieskie, a drugie czarne. Dalej-że.
— Dziewczyn o jednem czarnem oku jest zatrzęsienie na Highway...
— Nie, taka jest tylko jedna — opowiedz nam, Jasiu.
Donkin spoglądał surowo i z obrzydzeniem; Jimmy’ego to męczyło; któryś z siwych wilków morskich potrząsał głową z cichem zadowoleniem, uśmiechając się dyskretnie z nad fajki. Knowles, zbity z pantałyku, obracał się to w jedną, to w drugą stronę.
— Nie! Z wami to nigdy nie można pomówić rozsądnie...
Wycofał się wstydliwie, pomrukując, ale pochlebiło mu to. A tamci ryczeli ze śmiechu, tłocząc się w jaskrawym blasku koło tapczanu murzyna. Zapadła jego, czarna twarz poruszała się niespokojnie na białej poduszce. Zerwał się nagły powiew i zatrząsł płomieniem w lampie; tam naze-