Strona:PL Joseph Conrad-Murzyn z załogi Narcyza 213.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ, człowieku, nie można. Trudno i darmo. Te rzeczy, zamknięte i opieczętowane, znajdują się w Urzędzie Morskim — tłumaczył się kapitan, i Belfast wreszcie odszedł z płaczliwie przekrzywionemi ustami i mętnym wzrokiem. Podczas przerwy w płaceniu, widzieliśmy, że kapitan coś mówił z kantorzystą. Posłyszeliśmy: „Dżems Wait — zmarł — niema żadnych papierów — nikogo z rodziny — żadnego śladu — jego zarobek musi pozostać w depozycie Urzędu“.
Wszedł Donkin. Zdyszany był, lecz poważny, i miał wygląd człowieka zajętego niezmiernie ważnemi sprawami. Nie zwlekając, podbiegł do stolika i zawiązał ożywiony dialog z kantorzystą, który uznał go za inteligenta. Omawiali sprawę porachunku w sposób nader przyjacielski, sadząc się jeden przez drugiego na piękną wymowę z połykaniem litery „H“. Kapitan Allistoun wypłacał.
— Uwalniam cię ze złem świadectwem — rzekł spokojnie.
Donkin podniósł głos.
— Ja nie potrzebuję żadnego głupiego świadectwa — proszę je schować. Zakładam interes na lądzie.
Tu zwrócił się ku nam: — Zrywam z przeklętem morzem na zawsze! — rzekł.
Wszyscy spojrzeli na niego. Był w porządniejszem ubraniu, miał minę niezależną, znać było, że czuł się na tym gruncie lepiej od nas; mierzył nas pewnym siebie wzrokiem, delektując się sensacją, jaką sprawiło jego oświadczenie.
— Tak. Ma się przyjaciół zamożnych. Lepszych niż wy. Bo ze mnie człowiek. Pomimo to uważam was za kolegów. Kto idzie ze mną na szklaneczkę?