Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 056.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

czem. Mówił o swojej przeszłości, o niebezpieczeństwach których uniknął, o wielkich dochodach płynących z jego tranzakcyj handlowych, o nowych planach które w przyszłości miały przynieść jeszcze większe zyski. Wspominał często swoją córkę, dziewczynkę znalezioną na statku korsarskim i mówił o niej z dziwnym porywem ojcowskiej tkliwości. „Wyrosła pewnie na dużą dziewczynę, cztery lata prawie jej nie widziałem! No, Almayer, niech mnie djabli porwą jeśli nie znajdziemy się tym razem w Sourabayi!“ Po takiem oświadczeniu dawał zwykle nurka do swojej kabiny, mrucząc pod nosem: „Trzeba coś z tem zrobić — trzeba koniecznie!“ Zadziwił Almayera kilkakrotnie swojem zachowaniem; podchodził szybko do niego, chrząkał potężnie jakby chcąc coś powiedzieć, a potem nagle zawracał na pięcie i opierał się milcząc o parapet; godzinami całemi śledził bez ruchu blask i iskrzenie się morskich fosforescencyj wzdłuż statku. Ostatniej nocy, przed samym przybyciem do Sourabayi, jeden z takich wysiłków w kierunku zwierzeń udał się nareszcie. Odchrząknąwszy kilkakrotnie Lingard przemówił, odsłaniając swój zamiar. Oto chciał ożenić Almayera ze swoją przybraną córką. „Tylko mi się nie stawiaj dlatego żeś biały!“ wybuchnął nagle, nie dając przyjść do słowa zdumionemu młodzieńcowi. „Ze mną to się na nic nie zda. Nikt nie zauważy jaką twoja żona ma skórę — od czegóż dolary! Ja ci to mówię! I zapamiętaj sobie, będzie ich grubo więcej jeszcze zanim umrę. Miljony, słyszysz Kacprze? miljony! A wszystko dla niej i dla ciebie, jeżeli zrobisz co ci każę“.
Zaskoczony tą nieoczekiwaną propozycją Almayer zawahał się i zamilkł na chwilę. Wyobraźnię miał