Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 069.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

jaskrawy blask ukrytych płomieni, lecz i on rozwiał się niebawem.
Młoda Malajka zrozumiała że wraz z tym zagasłym blaskiem przepadło i dawne jej życie. Odtąd czeka ją niewola w dalekich krajach, między obcymi, wśród okoliczności nieznanych a może nawet i strasznych. Mając już lat czternaście zdawała sobie jasno sprawę z położenia; przyszła do wniosku jedynie możliwego dla malajskiej dziewczyny, dojrzałej wcześnie w żarze tropikalnego słońca i świadomej swych wdzięków, które wzbudzały głośny zachwyt wśród młodych, dzielnych wojowników załogi jej ojca. Przejmował ją strach przed nieznanem; zresztą zniosła swój los spokojnie, w sposób właściwy malajskiej rasie, a nawet uważała wszystko za zupełnie naturalne: czyż nie była córką wojownika, zdobytą w boju? czy nie należała z prawa do zwycięskiego radży? Nawet widoczna łaskawość groźnego starca pochodziła w jej przekonaniu z podziwu dla branki; połechtana jej próżność łagodziła męczarnie rozpaczy po tej okropnej klęsce. Gdyby była znała wysoki mur, ciche ogrody i milczące mniszki klasztoru w Samarangu, dokąd przeznaczenie miało ją zaprowadzić, szukałaby może śmierci w porywie przerażenia i wstrętu do takiej niewoli. Ale w wyobraźni jawił się przed nią zwykły tryb życia malajskiej dziewczyny: kolejne następstwo ciężkiej pracy i płomiennej miłości, intryg, złotych ozdób, harowania przy gospodarstwie i wielkiego choć tajemnego wpływu, który jest jednym z niewielu przywilejów półdzikiej kobiety. Tymczasem stary wilk morski postąpił jak zwykle według bezwiednych porywów serca. Ujął w szorstkie ręce los młodej Malajki i pokierował nim w dziwny i straszny dla niej sposób. Zniosła z uległością