Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 119.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

nych w zatoce Bulangiego — Dain nie doznawał żadnych uczuć prócz niecierpliwości i tęsknoty. Dotarł do wysepki której wschodni brzeg tworzył wyżej wspomnianą zatoką, ukrył łódkę w krzakach i szedł wielkiemi krokami, przedzierając się niecierpliwie przez gałęzie gęstego leśnego podszycia skrzyżowane nad ścieżką. Ze względu na ostrożność nie dojechał do samego miejsca spotkania, jak to zrobiła Nina; zostawił czółno w głównem korycie rzeki z przeciwległej strony wyspy. Gęsta, ciepła mgła ogarnęła go zaraz, ale zdołał dostrzec na lewo dalekie światełko w domu Bulangiego. Od tej chwili nie mógł już nic rozeznać w gęstniejącej mgle i trzymał się ścieżki jedynie przez jakiś instynkt, który przywiódł go do oznaczonego miejsca na brzegu wysepki. Wielka kłoda oparła się tutaj o ląd prostopadle do brzegu, tworząc rodzaj pomostu o który rozbijały się z głośnym szumem wody bystrego strumienia. Wszedł na kłodę szybko i pewnie i dwoma długimi krokami znalazł się na drugim jej końcu wśród szumu i syku wody pieniącej się u jego stóp.
Trwał tak odcięty od całego świata, niby zawieszony w pustce między niebem a ziemią, gdyż nawet woda szumiąca pod nim pochłonięta była przez gęstą mgłę poranną. I nagle wyszeptał imię Niny w bezkresną przestrzeń, pewien że to wezwanie dojdzie jej uszu; czuł instynktownie bliskość czarownego zjawiska, przekonany że i Nina świadoma jest jego obecności.
Czółno jej zamajaczyło przy kłodzie, wystając wysoko nad wodą wskutek ciężaru wioślarki siedzącej u rufy. Marula przytrzymał łódkę i wskoczył lekko, odsadzając się od brzegu silnym rzutem. Czółenko, posłuszne nadanemu kierunkowi, przepłynęło o włos od kłody i puściło się na fale rzeki, która z przychylną

75