Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 128.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

stół sklecony z desek. Poza tem umeblowanie składało się wyłącznie z wielkiej ilości mat. Z lewej strony tkwiła w stojaku broń: trzy strzelby z nasadzonemi bagnetami. W cieniu, pod ścianą, spała przyboczna straż Lakamby, złożona wyłącznie z jego przyjaciół i krewnych, stłoczonych w bezładną kupę brunatnych rąk, nóg i różnokolorowego odzienia. Dochodziło stamtąd niekiedy silniejsze chrapnięcie lub stłumiony jęk śpiącego niespokojnie żołnierza. Na stole stała europejska lampa z zielonym abażurem; przyćmione jej światło pozwoliło Dainowi rozejrzeć się pobieżnie po sali.
— Bądź pozdrowiony, tuanie! — odezwał się Babalaczi i spojrzał pytająco na gościa.
— Muszę natychmiast rozmówić się z radżą — odrzekł Dain.
Babalaczi skinął głową, podszedł do miedzianego gonga wiszącego pod stojakiem i uderzył weń ostro po dwakroć.
Ogłuszający hałas zbudził uśpionych wojowników. Chrapanie ustało; nogi wystające na wszystkie strony z kupy śpiących ludzi wciągnięto do środka; cała grupa drgnęła i rozpadła się zwolna na pojedyńcze postacie. Rozległy się głośne ziewania, przecierano senne oczy. Za kotarą zaszczebiotały kobiece głosy, poczem ozwał się niski bas Lakamby:
— Czy to ten arabski kupiec?
— Nie, tuanie — odrzekł Babalaczi — to Dain wreszcie powrócił. Przybył na ważną rozmowę — biczarra — jeśli łaskawie zezwolić raczysz.
Lakamba zezwolił snać łaskawie, bo ukazał się po chwili na tle kotary; jednakże łaskawość jego nie sięgała tak daleko, aby zechciał wejść w szczegóły swojej