Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 136.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

spólnika który posiadł tajemnicę skarbu Lingarda. Nie zechce także wydać go w ręce Holendrów, gdyż będzie się lękał wykrycia swojego uczestnictwa w występnym handlu. Zważywszy to wszystko Dain czuł się mniej więcej bezpiecznym i siedział spokojnie, obmyślając odpowiedź na krwiożerczą przemowę radży. Tak! musi przedstawić wyraźnie Lakambie, co go czeka wrazie, gdyby on — Dain — wpadł w ręce Holendrów i został przynaglony do odkrycia całej prawdy. Nie miałby już wówczas nic do stracenia i powiedziałby wszystko. Cóż z tego że powrócił do Sambiru, zamącając spokój radży? Przecież musi pilnować swojego mienia! Czyż nie ugasił potokiem srebra chciwości pani Almayer? Zapłacił za dziewczynę okup godny wielkiego księcia, choć niegodny tej rozkosznej, oszałamiającej istoty, do której nieokiełznana jego dusza rwała się w utęsknieniu tysiąckroć dotkliwszem od najostrzejszego bólu. Chciał swojego szczęścia. Miał prawo znaleźć się w Sambirze.
Powstał i, zbliżywszy się do stołu, wsparł się na nim obu łokciami. Lakamba przysunął się nieco z fotelem a Babalaczi podniósł się z ziemi i wetknął węszący nos między ich głowy. Zamieniali szeptem chybkie zdania, stykając się prawie twarzami; Dain przekonywał. Lakamba przeczył, Babalaczi łagodził i wyrównywał przeciwieństwa, zaniepokojony wyłaniającemi się trudnościami. Najczęściej zabierał głos Babalaczi: szeptał z powagą i przejęciem, spoglądając kolejno jedynem okiem na Daina i na Lakambę, co go zmuszało do ustawicznego kręcenia głową. I pocóż ten cały spór? zapytywał. Miłość dla Daina ustępuje w sercu Babalacziego tylko miłości dla pana jego i władcy. Niechże Dain im zaufa i skryje się w bez-