Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 144.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

dziewcząt służebnych, a okazałe meble paliła po kawałku przy gotowaniu ryżu. Lecz Almayer nie myślał o tem w danej chwili; rozpamiętywał powrót Daina i jego nocne widzenie się z Lakambą. Jaki wpływ będzie miała ich narada na wykonanie zdawna obmyślonych planów tak bliskich urzeczywistnienia? Niepokoiła go nieobecność Daina, który obiecał zjawić się wczesnym rankiem. „Miał aż nadto czasu aby przeprawić się przez rzekę“ — rozmyślał Almayer. — „Tyle jest dziś jeszcze do roboty! Trzeba obmyśleć szczegóły jutrzejszego wczesnego wyjazdu, trzeba spuścić łodzie na rzekę — i wogóle chodzi o mnóstwo rzeczy, które nasuwają się dopiero w ostatniej chwili. Wyprawa musi być zorganizowana bez zarzutu; niewolno niczego zapomnieć, ani zaniedbać, ani też — —“
Ogarnęło go nagle poczucie niezwykłego osamotnienia. Zatęsknił za czyimkolwiek głosem, choćby to był nienawistny głos żony — aby tylko położyć kres złowróżbnej ciszy, w której zalękniona wyobraźnia przeczuwała zwiastunkę nowego nieszczęścia. „Cóż się stało?“ mruknął i poczłapał do balustrady w opadających pantoflach. „Czy wszyscy pospali się, czy też wymarli?“
Osada jednak żyła i to nawet bardzo intensywnie. Ocknęła się już o bladym świcie, gdy Mahmat Bandżer w przypływie niesłychanej energji dźwignął się z posłania, i wziąwszy siekierę przestąpił przez postacie swoich dwóch śpiących żon. Drżąc z chłodu, szedł nad brzeg rzeki aby sprawdzić czy woda nie porwała domku, który tam zbudował.
Przesiębiorczy Mahmat umieścił swoją nową chatę na dużej tratwie przymocowanej bezpiecznie u błotnistego przylądka, przy zbiegu obu ramion Pantai. Wybrał miejsce, gdzie chata była zabezpieczona przed