Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 149.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

żony i dzieci? Czy nie dosyć duchów tu się już wałęsa?
Potakujący gwar rozległ się w tłumie i zgłuszył opowiadanie. Mahmat spojrzał z wyrzutem na Babalacziego.
— Ale tuan Babalaczi kazał mi wyciągnąć zwłoki na brzeg — mówił dalej zwrócony do Almayera, wodząc oczami po słuchaczach — i wyciągnąłem go za nogi; przywlokłem go tutaj przez błoto, choć serce moje pragnęło widzieć, jak popłynie w dół rzeki. Byłby może wylądował na polance Bulangiego?... Oby grób jego ojca został pohańbiony!
Stłumione śmiechy zabrzmiały z kilku stron, gdyż nieprzyjaźń Mahmata i Bulangiego była faktem powszechnie znanym i stanowiła niewyczerpane źródło zainteresowania dla mieszkańców Sambiru. Wśród ogólnej wesołości rozległ się znowu lament pani Almayer.
— Allahu! cóż się stało tej kobiecie! — wykrzyknął gniewnie Mahmat. — Dotknąłem ścierwa które niewiadomo skąd tu się przyplątało i pokalałem się przed spożyciem ryżu. I to wszystko na rozkaz tuana Babalacziego, aby przypodobać się białemu człowiekowi. Czy jesteś zadowolony, tuanie Almayer? A co ja będę miał za to? Tuan Babalaczi powiedział że dostanę jakąś nagrodę — i to od ciebie, tuanie. Pomyśl tylko! zostałem pokalany przez tego trupa, a przytem mógł na mnie paść urok. Spójrz na te złote obręcze! Kto kiedy widział, żeby trup zjawiał się nocą wśród pni z takiemi kółkami na nogach! To są czary. Jednakże — dodał Mahmat po chwili zastanowienia — wezmę sobie te kółka jeśli można, bo mam czarodziejski środek na duchy i nie boję się ich. Bóg jest wielki!
Nowy wybuch hałaśliwego lamentu pani Almayer