Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 161.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VIII

Wieści o rozpoznaniu zwłok złożonych w osiedlu Almayera przebiegły szybko osadę. Większość mieszkańców wyległa na drogę; rozprawiali aż do południa o tajemniczym powrocie i niespodzianej śmierci człowieka, którego mieli sposobność poznać jako kupca. Jego przybycie w czasie północno-wschodniego mussonu, długi pobyt w osadzie i nagły odjazd brygu stanowiły niewyczerpany temat rozmów i domysłów. Lecz przedewszystkiem rozprawiano o tajemniczem zjawieniu się trupa, który miał być właśnie jego zwłokami. Mahmat krążył od chaty do chaty i od gromadki do gromadki, gotów powtarzać co chwila swoje opowiadanie: jako to spostrzegł trupa zaczepionego sarongiem o kłodę, jak pani Almayer zjawiła się zaraz na jego wołania i rozpoznała zwłoki zanim je zdążył na brzeg wydostać i jak Babalaczi kazał wyciągnąć trupa z wody. „Wywlokłem go za nogi — patrzę — a tu niema wcale twarzy!“ rozpowiadał Mahmat. „Skądże żona białego mogła poznać kto to taki? Wiadomo — jest czarownicą! A czyście widzieli jak biały człowiek porwał się i uciekł od trupa? sadził jak jeleń!“ Tu Mahmat naśladował wielkie kroki Almayera ku szczerej radości widzów. Za cały ten kłopot nic się Mahmatowi nie okroiło; pierścień z zielonym kamieniem zatrzymał tuan Babalaczi. „Nic a nic!“ — powtarzał Mahmat spluwając z obrzydzeniem i szedł dalej szukać słuchaczy.
Wieści dotarły do najdalszych krańców osady