Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 208.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

nasi wojownicy żeną z wysp białych ludzi, wówczas zrozumiem że żyjesz i że pamiętasz moje słowa.
— Będę ja zawsze pamiętała — rzekła poważnie Nina — ale powiedz w czem leży moja potęga? co ja mogę uczynić?
— Nie pozwól mu zbyt długo spoglądać w twoje oczy, ani trzymać głowy na twych kolanach; przypominaj że mężczyzna ma walką zapracować na wypoczynek. Gdyby się ociągał, podaj sama kriss i rozkaż mu pójść — jak przystoi żonie potężnego władcy, gdy nieprzyjaciel wpobliżu. Niech zabija białych ludzi, którzy przybywają do nas i handlują z modlitwą na ustach a nabitą strzelbą w ręku. Ach — kończyła z westchnieniem — oni są na każdem morzu i na każdem wybrzeżu i jest ich bardzo wielu!
Obróciła łódkę dziobem ku rzece, ale wciąż jeszcze trzymała rękę na zrębie, zamyślona i niepewna. Nina oparła koniec wiosła o brzeg, gotowa do odjazdu.
— Co to jest, matko? — spytała pocichu. — Czy słyszysz?
— Nie — odrzekła z roztargnieniem pani Almayer i po krótkiej pauzie zaczęła znów porywczo: — Słuchaj mnie, Nino; — po latach będą inne kobiety — —
Przerwał jej zduszony krzyk i łoskot: Nina upuściła wiosło i wyciągnęła ramiona, jak gdyby broniąc się przed jej słowami. Pani Almayer uklękła na brzegu i pochyliła się nad łódką aby spojrzeć zbliska w twarz córki.
— Będą inne kobiety — powtórzyła nieubłagalnie — mówię ci to, bo jesteś na wpół biała: możesz zapomnieć że on jest wielkim wodzem i że tak być