Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 252.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz gdy już odjechała, pozostawało mu jedno — zapomnieć. Miał dziwne uczucie, że musi tego dokonać systematycznie i stopniowo. Ku wielkiemu przerażeniu Alego padł na kolana i czołgał się po ziemi, zacierając starannie rękoma wszystkie ślady stóp Niny. Sypał małe pagórki z piasku, które ciągnęły się za nim aż do wody, niby rząd drobniutkich grobów. Pogrzebawszy ostatni, nikły ślad pantofelka, powstał, obrócił się ku przylądkowi gdzie widział okręt po raz ostatni i usiłował krzyknąć w głos, że nigdy jej nie przebaczy. Ali, który śledził go niespokojnie, ujrzał jak usta jego się poruszają, lecz nie padł z nich ani jeden wyraz. Almayer tupnął gwałtownie o ziemię. Twardym jest człowiekiem, twardym jak skała. A niech ją! niech sobie jedzie. Nie miał nigdy córki. Zapomni o niej. Już nawet zapomina.
Ali zbliżył się znowu, nalegając aby wyruszyli natychmiast; zgodził się tym razem i poszli obaj w stronę czółna. Almayer szedł naprzód. Mimo całej swej niezłomności wydawał się bardzo słabym i zgnębionym; wlókł się powoli przez piasek, a u boku jego stąpał — niewidzialny — ten osobliwy szatan, którego zadaniem jest jątrzyć pamięć, aby człowiek nie mógł zapomnieć o istotnej treści życia. Szeptał Almayerowi do ucha dziecięcą gadkę z przed wielu, wielu lat. Almayer przechylił głowę i zdawał się słuchać niewidzialnego towarzysza, ale twarz jego podobna była do twarzy człowieka, który zginął od ciosu zadanego ztyłu. Wyglądał jak gdyby dłoń niespodzianej śmierci starła mu nagle z twarzy wszelkie uczucia i wszelki wyraz.
Spali tej nocy nad rzeką, przywiązawszy czółno do krzaków. Legli na dnie jeden obok drugiego, w ostatecznem wyczerpaniu co zabija głód, pragnienie