Strona:PL Joseph Conrad-Sześć opowieści 296.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

i chłód. Hrabia zboczył w nią i szedł wolno przed siebie, dopóki dźwięki orkiestry nie uległy znacznemu przytłumieniu. Wtedy wrócił i jeszcze raz poszedł tą samą aleją. W ten sposób przeszedł się kilka razy, zanim zauważył, że na jednej z ławek alei ktoś siedzi.
Ów kawałek przestrzeni znajdował się na środku, pomiędzy dwiema lampami łukowymi i oświetlony był słabo.
Nieznajomy rozwalił się w rogu siedzenia, wyciągnął nogi, skrzyżował ręce i zwiesił głowę na piersi. Nie poruszał się zupełnie, jak gdyby zapadł tam w sen; lecz kiedy hrabia następnym razem koło niego przechodził, zmienił pozycję. Siedział pochylony naprzód. Łokcie miał oparte na kolanach, a w palcach skręcał papierosa. Zupełnie nie odrywał wzroku od tego zajęcia.
Hrabia kontynuował swój spacer oddalając się od orkiestry. Następnie wracał — jak mówił — powoli. Mogę go sobie wyobrazić rozkoszującego się w całej pełni, lecz spokojnie, jak zwykle, balsamicznością nocy południowej i dźwiękami muzyki, złagodzonymi rozkosznie przez odległość.
Niebawem hrabia po raz trzeci zbliżył się do człowieka siedzącego na ławce ogrodowej, wciąż pochylonego naprzód i z łokciami na kolanach. Była to poza pełna przygnębienia. W półmroku alei wysoki kołnierzyk nieznajomego i jego mankiety tworzyły małe plamy żywej białości. Hrabia mówił mi, że zauważył, jak nieznajomy nagle podniósł się, jak gdyby miał odejść, lecz prawie zanim hrabia mógł sobie zdać z tego sprawę, młody człowiek stał przed nim i pytał go niskim łagodnym głosem, czy signore nie byłby łaskaw użyczyć mu ognia.
Hrabia odpowiedział na tę prośbę grzecznym „Proszę“ i opuścił ręce w zamiarze poszukania zapałek w kieszeniach spodni.