Strona:PL Joseph Conrad-Sześć opowieści 302.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

głodny. Tak — głodny. Gwałtowna emocja uczyniła go po prostu żarłocznym. Porzucił ławkę i przechadzając się przez pewien czas znalazł się poza ogrodem, wobec stojącego tramwaju, nie bardzo wiedząc, jak się to stało. Wsiadł do tramwaju jak we śnie, wiedziony pewnym rodzajem instynktu. Szczęśliwie znalazł w kieszeniach spodni trochę miedziaków na kupno biletu. Potem tramwaj zatrzymał się, a ponieważ wszyscy wysiadali, więc i on też wysiadł. Poznał, że jest na Piazza San Ferdinando, lecz najwidoczniej nie przyszło mu do głowy, żeby wziąć dorożkę i pojechać do hotelu. Pozostał strapiony na Piazza niby zbłąkany pies, rozmyślając mętnie o tym, w jaki by sposób można najprędzej dostać coś do zjedzenia.
Nagle przypomniała mu się jego dwudziestofrankówka. Wyjaśnił mi, że od blisko trzech lat miał tę sztukę francuskiego złota. Zwykł był nosić ją przy sobie jako pewien rodzaj rezerwy na wypadek nieprzewidzianego nieszczęścia. Nikt nie jest pewny, czy mu się nie dobiorą do kieszeni — rzecz zupełnie różna od bezczelnego i haniebnego rabunku.
Monumentalny łuk Galerii Umberto wyprowadzał go ku szlachetnej kolumnadzie schodów. Nie tracąc czasu hrabia zaczął się wspinać na ich szczyt i skierował się do Café Umberto. Wszystkie stoliki zewnętrzne były zajęte przez tłum pijących ludzi. Ponieważ hrabia chciał coś zjeść, wszedł więc do środka kawiarni, podzielonej niby na nawy kwadratowymi filarami, które dokoła zdobiły podłużne zwierciadła. Hrabia usiadł na czerwonej pluszowej ławce przy jednym z tych filarów oczekując na zamówione risotto. Jego myśli wróciły znów do ohydnej awantury.
Myślał o markotnym, przyzwoicie ubranym młodym człowieku, z którym spotkał się oczyma w tłumie otaczającym estradę orkiestrową, a który, z całą pewnością, był