Wyglądał jota w jotę jak specjalista od robót kanalizacyjnych, który przyszedł z rachunkiem. Pierwszy sekretarz ambasady nabrał specjalnego wyobrażenia o tej kategorii pracowników, czytując od czasu do czasu amerykańskie humoreski; uważał ich za wcielenie nieuctwa i podstępnej gnuśności.
A więc to był ów znakomity, zaufany tajny agent, tak dalece tajny, że określano go zawsze tylko symbolem Δ w oficjalnej, półoficjalnej i poufnej korespondencji nieboszczyka barona Stott-Wartenheima; słynny agent Δ, którego ostrzeżenia zmieniały plany i daty królewskich, cesarskich, wielkoksiążęcych podróży, a czasem były przyczyną ich zaniechania! To indywiduum! Tu pan Władimir pozwolił sobie w duchu na gwałtowny wybuch szyderczej wesołości, wywołanej po części własnym zdumieniem, które uznał za naiwne; głównie jednak rozśmieszyła go myśl o żałowanym powszechnie baronie Stott-Wartenheimie. Świętej pamięci ekscelencja — którego najwyższa łaska cesarskiego władcy narzuciła jako ambasadora kilku niechętnym ministrom spraw zagranicznych — cieszył się za życia opinią łatwowiernego pesymisty. Miał manię na punkcie rewolucji socjalnej. Wyobrażał sobie, że jest dyplomatą, który za specjalnym wyrokiem przeznaczenia stanie się świadkiem kresu dyplomacji i poniekąd kresu świata w straszliwym przewrocie demokratycznym. Jego prorocze i żałosne raporty były w ciągu lat przedmiotem dowcipów po różnych ministerstwach spraw zagranicznych. Mówiono, że na łożu śmierci zawołał (podczas wizyty swego cesarskiego władcy i przyjaciela): „Nieszczęsna Europo! Zepsucie twych dzieci doprowadzi cię do zguby!“ Ten Stott-Wartenheim był ofiarą pierwszego lepszego
Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.