Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

Naprzeciw wielkich drzwi sterczał tuż u chodnika ponury szereg gazeciarzy, którzy sprzedawali swój towar, stojąc w rynsztoku. Był zimny, posępny dzień wczesnej wiosny; brudne niebo, błoto na ulicy, łachmany gazeciarzy harmonizowały świetnie z plikami wilgotnych szmat papieru, zbrukanych farbą drukarską. Powalane błotem afisze ozdabiały jak dywany wygięty brzeg chodnika. Sprzedaż wieczornych gazet odbywała się żwawo, lecz na tle szybkiego, nieustannego ruchu przechodniów robiła wrażenie rozdawnictwa dzienników przyjmowanych obojętnie, lekceważąco. Ossipon rozejrzał się śpiesznie przed wejściem w krzyżujące się prądy, ale Profesora nigdzie nie było już widać.