Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

Nadinspektor mówił powoli, rzekłbyś ostrożnie. Zdawało się iż jego myśl usiłuje znaleźć drogę wśród rozlewiska błędów, przechodząc od słowa do słowa i zatrzymując się na każdym z nich jak na sterczących z wody kamieniach. „Chyba że pan przywiózł mi z Greenwich coś pożytecznego“ — dodał.
Komisarz zaczął natychmiast zdawać sprawę ze swego śledztwa w sposób jasny i rzeczowy. Zwierzchnik obrócił się trochę wraz z fotelem, skrzyżował chude nogi i oparłszy się na łokciu, zasłonił ręką oczy. W tej jego zasłuchanej postawie był pewien wdzięk, jakby kanciasty i smutny. Gdy w końcu pochylił zwolna głowę czarną jak heban, po jej bokach przebiegły błyski niby po świetnie wypolerowanym srebrze.
Komisarz Heat czekał, na pozór przeżuwając w myśli wszystko co dotychczas powiedział, lecz w gruncie rzeczy zastanawiając się czy należy jeszcze coś dodać. Zwierzchnik przerwał ten namysł:
— Sądzi pan, że tam było dwóch ludzi?
Zdaniem komisarza było to więcej niż prawdopodobne. Ci dwaj ludzie rozstali się zapewne w odległości jakich stu metrów od obserwatorium. Wyjaśnił również, jakim sposobem tamten drugi człowiek mógł wymknąć się z parku, nie będąc zauważonym. Sprzyjała mu mgła, choć niezbyt gęsta. Zdaje się że przyprowadził na miejsce towarzysza, który miał już sam robotę wykonać. Zestawiwszy czas, o jakim staruszka widziała tych dwóch ludzi wychodzących z Maze Hill Station, z czasem, kiedy usłyszano wybuch, komisarz sądził, że tamten człowiek mógł już być na Greenwich Park Station i oczekiwać najbliższego pociągu w kierunku miasta — w tej samej