Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

pełnym spokojnej pewności siebie; naiwne niebieskie oczy miał zawsze spuszczone, ponieważ widok ludzkich twarzy mącił mu natchnienie, które zawdzięczał samotności.
Nadinspektor ujrzał go pierwszy raz w tej pozie charakterystycznej, wzruszającego groteskową, nieuleczalną otyłością, którą były więzień musiał dźwigać do końca życia jak niewolnik na galerze swą kulę. Michaelis wypełniał sobą uprzywilejowany fotel za parawanem. Siedział tam u wezgłowia kanapki zajętej przez panią domu; spokojny, rozprawiający łagodnym głosem, nieświadom siebie jak malutkie dziecko, miał także coś z dziecięcego wdzięku — pociągającego wdzięku ufności. Wierzył w przyszłość, której tajne drogi zostały mu objawione w czterech ścianach głośnego więzienia i nie miał powodu podejrzewać nikogo. Choć nie mógł udzielić zaciekawionej pani domu dokładnego pojęcia o tym, ku czemu świat dąży, potrafił bez wysiłku wywrzeć na niej silne wrażenie wiarą bynajmniej nie zgorzkniałą i głębią optymizmu.
Pewna prostota myśli wspólna jest duszom pogodnym, choćby się znajdowały na przeciwległych krańcach towarzyskiej drabiny. Wielka pani była na swój sposób pełna prostoty. Poglądy i wierzenia Michaelisa nie zawierały nic co by ją mogło zgorszyć lub przestraszyć, ponieważ osądzała je ze swej społecznej wyżyny. Jej sympatie skłaniały się szczerze ku ludziom w jego rodzaju. Nie była wyzyskującym kapitalistą; znajdowała się niejako ponad grą czynników ekonomicznych. I umiała przejąć się głęboką litością dla jaskrawych przejawów zwykłej ludzkiej nędzy, właśnie dlatego że były jej tak bardzo obce